Przejdź do treści

O mnie

Cześć! Mam na imię Krystian. Przez długie lata zmagałem się z nadwagą, jednak ostatecznie udało mi się raz na zawsze uporać z tym problemem.

W tym miejscu dzielę się z Wami swoimi sposobami na odchudzanie, a także spostrzeżeniami na temat zrzucania zbędnej masy oraz nieco bardziej aktywnego trybu życia.

Nie jestem dietetykiem, trenerem osobistym, ani tym bardziej lekarzem. Nie jestem w stanie rozpisać Ci szczegółowego planu treningowego, nie powiem Ci, jak skutecznie „rzeźbić” swoje ciało, nie wskażę Ci produktów, dzięki którym Twoja dieta będzie zdrowa i zbilansowana, ani też nie zamierzam sprzedawać Ci żadnych „cudownych” specyfików, które rzekomo mają wspomagać odchudzanie lub wręcz działać odchudzająco.

Moim celem jest jedynie przedstawienie Ci moich sposobów na odchudzanie i utrzymanie wagi bez większych wyrzeczeń.

Jeśli chciałbyś skutecznie (tj. bez późniejszego efektu jojo) zmniejszyć swoją wagę i obwody, to miejsce jest dla Ciebie. Podobnie, jeśli chciałbyś zacząć wieść nieco bardziej aktywne życie oraz cieszyć się z ruchu. Jeśli zaś czujesz się dobrze w swoim ciele i nie chcesz niczego w nim zmieniać, być może powinieneś zrezygnować z dalszego czytania, bo raczej nie znajdziesz tu nic dla siebie. Chociaż istnieje szansa, że będziesz tego żałować 😉

Historia mojej walki z wagą

W skrócie:

  • Przez długie lata moja waga była „zabetonowana” na 92 kg przy wzroście 176 cm.
  • W marcu 2016 roku przypadkowo zredukowałem ją do 87 kg.
  • Jak się okazało, nieświadomie zastosowałem prostą metodę, która pozwoliła mi na zrzucenie wagi bez wyrzeczeń.
  • Zachęcony pierwszymi sukcesami, w kolejnych miesiącach zacząłem więcej się ruszać…
  • …a po pozbyciu się pierwszych 20 kg, zająłem się bieganiem, które pomimo mojej początkowej niechęci, ostatecznie stało się miłością mojego życia.
  • W rezultacie udało mi się zredukować wagę o 33% – do 62 kilogramów.
  • Efektem ubocznym całego procesu był olbrzymi wzrost pewności siebie i poczucia własnej wartości.

Jak wyżej wspomniałem, przed długie lata borykałem się z nadwagą. W „szczytowym” momencie, który przypadł na początek marca 2016 roku, ważyłem 92 kilogramy przy 176 centymetrach wzrostu. Z BMI na poziomie 29,7 znajdowałem się niebezpiecznie blisko otyłości (do tego „osiągnięcia” brakowało mi zaledwie kilograma). Jak można się domyślić, nie wyglądałem wówczas na okaz zdrowia (o czym możecie się przekonać, rzucając okiem na poniższe zdjęcia), a czułem się jeszcze gorzej.

Niemniej, marzec 2016 roku był również miesiącem, który ukształtował całe moje późniejsze życie. W jeden z jego ostatnich dni postanowiłem się zważyć (z czystej ciekawości, jak to miałem w zwyczaju robić od czasu do czasu). Ku mojemu zdziwieniu waga wskazała wartość… 87 kilogramów! Dla pewności zważyłem się jeszcze dwukrotnie, po czym zacząłem się zastanawiać, co takiego się wydarzyło, że „zabetonowana” od lat waga w końcu drgnęła. Przecież ja nic nie zmieniłem ani w swoim jadłospisie, ani w swoim trybie życia!

Jak ostatecznie się domyśliłem, zmieniłem całkiem sporo, ale zrobiłem to zupełnie nieświadomie. Wydaje mi się, że to najlepszy dowód, iż metoda, którą zastosowałem niejako przypadkowo, autentycznie nie wymaga od osoby próbującej się odchudzić niemal żadnych zauważalnych wyrzeczeń.

Od kwietnia 2016 roku poszło już z górki. Stosując się do dwóch prostych zasad dotyczących odżywiania się, o których piszę na tym blogu, zacząłem stopniowo zmniejszać swój gabaryt. Zachęcony pierwszymi sukcesami, postanowiłem nieco podkręcić tempo chudnięcia, jeżdżąc na rowerze. Wszystko to sprawiło, że 1 września 2016 roku ważyłem już 72 kilogramy. Następnie doszedłem do wniosku, że z uwagi na zbliżającą się wielkimi krokami zimę, wypadałoby zastąpić rower innym sportem. Padło na bieganie, w którym pomimo mojej początkowej niechęci, ostatecznie się zakochałem (aczkolwiek nasza miłość miewała chwile próby).

W kolejnych latach wypracowałem formę, która pozwoliła mi na przebiegnięcie wielu (szczerze mówiąc, nie jestem w stanie ich policzyć) półmaratonów oraz dwóch maratonów (kolejne w drodze). Czy to dużo? Cóż, powiedziałbym, że jak na kogoś, kto raptem kilka lat wcześniej miał problemy z wyjściem po schodach na pierwsze piętro, to całkiem sporo. Co ciekawe, niejako przy okazji drastycznie wzrosła moja pewność siebie i poczucie własnej wartości, ale to temat na zupełnie inną opowieść.

Koniec końców mniej więcej w marcu 2017 roku moja waga zatrzymała się na etapie 62 kilogramów, co przy wzroście 176 centymetrów (niestety po drodze nie udało mi się urosnąć wzwyż) zaowocowało wskaźnikiem BMI na poziomie 20,02. Ostateczny efekt wizualny możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach.

I… to by było na tyle, jeśli chodzi o historię mojej własnej walki z wagą. Teraz kolej na Ciebie – zostań ze mną, by móc pochwalić się swoją! 🙂